Wiele WonFestów za mną i mam nadzieję wiele przede mną. Pierwszy raz jednak podejmuję się notki podsumowującej to wydarzenie. Zawsze gdzieś tam się zapisało, pogadało czy umieściło interesujące mnie pozycje ale nigdy jeszcze nie wcisnęłam ich w jeden tekst. Jest to dla mnie wyzwanie ale mam nadzieję nie ostatnie i nie najgorsze. Eksperyment czas zacząć!
Kawał już czasu temu popełniłyśmy z Mao, posiadaczką pokaźnego zbioru figurek, notkę porównawczą. Przyświecał nam jeden cel - porównać podejście do tematu jednej postaci dwóch różnych producentów, w tamtym przypadku była to Mercedes, jedna od ALTERa druga zaś od Yamato (notkę możecie przeczytać tutaj - link). W tamtym okresie czasu wiedziałyśmy trochę mniej i obie raczkowałyśmy tak jako kolekcjonerki jak i blogerki. Od tamtych dni minęło już sporo czasu i mimo niewątpliwie długiej przerwy w pisaniu mam nadzieję lepiej przybliżyć Wam poniższą bitwę. Zabierzmy się więc za dzisiejszą bohaterkę w dwóch odsłonach - Black Hanekawę!
Zastanawialiście się kiedyś co się dzieje z Waszymi figurkami gdy stoją na półce? Nie, nie chodzi mi o sytuacje wyjęta rodem z Toy Story gdzie przedmioty zaczynają żyć własnym życiem gdy tylko właściciel opuści pomieszczenie, raczej czy coś im szkodzi? Co pomaga? Oczywiście odpowiedzi na te pytania jest wiele, dużo z nich ma wspólny mianownik taki jak słońce czy ciepło czy ich brak. Dzisiaj chciałabym jednak przyjrzeć się naszym nałogom a szczególnie jednemu który ewidentnie szkodzi nie tylko nam ale też naszym zdobyczom.
Jest piękny, słoneczny a przede wszystkim leniwy weekend. W sumie to leniwa jest niedziela ale kto by wchodził w szczegóły? Na ten czas wylądowałam na działeczce a wraz ze mną przywędrowała Kaede z iM@S w postaci małej słodyczy - petit nendoroida. Dziewoja w sumie w wiele już podróży wybierała się ze mną więc tym razem, leżąc na słoneczku, postanowiłam poświęcić jej parę chwil.
Powiadają, że do trzech razy sztuka i jest to prawda. Zdobycie Olivii zajęło mi trochę czasu i dokładnie trzy próby, gdzie przy ostatniej powiedziałam sobie już definitywnie, że jak nie teraz to nigdy! Los był jednak dla mnie łaskawy i anielica wreszcie trafiła w moje posiadanie, bez uszkodzeń, bez problemów. Przypomniałam sobie jakie to wspaniałe uczucie dostać w łapki długo wyczekiwaną figurkę (byle nie za długo... tak na ciebie patrze Shadow Wing...), ale jeszcze nie przypomniałam sobie dreszczyku emocji przy informacji o przechodzeniu przez Urząd Celny ale na to, na szczęście, poczekam do czasu kiedy kolejna skala będzie próbowała dostać się do kraju. Przy okazji zamówienia tej figurki pierwszy raz skorzystałam z opcji Transi-logistic od Nippon-yasan i mimo niewielkiej dozy strachu wszystko odbyło się bez problemów.