Kolekcjonujesz? NIE PAL!

Zastanawialiście się kiedyś co się dzieje z Waszymi figurkami gdy stoją na półce? Nie, nie chodzi  mi o sytuacje wyjęta rodem z Toy Story gdzie przedmioty zaczynają żyć własnym życiem gdy tylko właściciel opuści pomieszczenie, raczej czy coś im szkodzi? Co pomaga? Oczywiście odpowiedzi na te pytania jest wiele, dużo z nich ma wspólny mianownik taki jak słońce czy ciepło czy ich brak. Dzisiaj chciałabym jednak przyjrzeć się naszym nałogom a szczególnie jednemu który ewidentnie szkodzi nie tylko nam ale też naszym zdobyczom.



Tak, na pewno domyśliliście się już o jaki nałóg mi chodzi, jednak by nie było żadnych wątpliwości powiem - palenie. Nie wątpię, że wielu z palaczy samo wybrało sobie taki los jednak nie każdy może zdawać sobie sprawę, że oddając się pokusie w pobliżu tak kochanych przez nas figurek na dłuższą metę niszczy swoją kolekcję, o czym zazwyczaj przekonują się za późno kiedy szkody zostały już wyrządzone.

Na samym początku zaznaczam, że zdjęcia nie zostały poddanie żadnej obróbce, zostały jedynie przeskalowane. Po lewej stronie zawsze znajdziecie zdjęcia po zniszczeniach, po prawej zaś dodane zostały elementy wyjęte z pudełka, nówki sztuki można powiedzieć, doczepione do reszty która ucierpiała.

Modelem dla tej poniekąd nieprzyjemnej notki będzie jedna z figurek która przez palenie bierne znacząco ucierpiała. Właściwie będzie to on, mężczyzna, lat 24 który w sumie nie jest też zaraz takim biernym palaczem jako, że sam z lubością oddaje się temu nałogowi. Proszę Państwa o werble i oklaski bo oto na scenę wkracza on - Shizuo Heiwajima z Durarary!!


Przyznam szczerze, że nie miałam w planach takiej notki. Zdjęcia powstały dość dawno temu i czekały na swój moment. Przeglądając je zastanawiałam się co tu zrobić z tym nieszczęsnym Shizuo który miał takiego pecha, że nie znajdował się w pudełku gdy dym z fajek oplatał go z każdej strony. Siedząc i dumając wpadłam na pomysł by przedstawić Wam szkodliwość nałogu od trochę innej strony - zgadza się, nie lubię papierosów i nie kryję się z tym. Wróćmy jednak do naszego blond bisha na którego przykładzie dobitnie widać zmiany zaszłe przez lata. Tak, mówimy tu o dłuższym czasie ekspozycji a nie o jednorazowym wyskoku. Zmiany są jednak na tyle duże, że nie mam żadnych wątpliwości, że dało się je zaobserwować dużo wcześniej. Wiecie jednak jak jest ze zmianami postępującymi z czasem prawda? Jak się widzi coś na co dzień to w sumie wydaje się jakby nie było zmian.


Jak łatwo zauważyć włosy i skóra wydają się o wiele cięższe i po prostu mniej atrakcyjne. Cera z jasnej przybrała kolor zbliżony do pomarańczu z tanich samoopalaczy a czuprynie bliżej do starego makaronu niż soczystego blondu. Kiedy robiłam zdjęcia figurki zdjętej 'prosto z półki' to w sumie coś tu nie grało ale ponieważ całość miała te same odcienie, a ja Shizuo miałam w łapkach na dłużej po raz pierwszy, to nie za bardzo zwróciłam uwagę, że coś tu jest nie tak. Jednak po wyjęciu "świeżej" głowy z pudełka i podmienieniu jej z tą starą, no tu się zaczęło dziać. Nie mogłam nadziwić się jak bardzo jedna część różni się od drugiej! Sami zresztą możecie zobaczyć i szczerze zapytać samych siebie - którą wersje wolicie? Ja wybieram tą po prawej, bez chwili wahania.


Ach, najlepiej widoczne zmiany to te na białym - po prawej piękna, świeża i nieskazitelna koszula po lewej zaś... nic za co zapłacilibyście w markowym sklepie. Ciężko mi nawet opisać swoje odczucia, zmiany są kolosalne. Szczerze, przyznam, że im dłużej przyglądam się tym zdjęciom tym silniejsze we mnie jest odczucie, że po zmianach kolory Shizuo bardziej przypominają takie jakie wystąpiły by na bootlegu niż te z oryginalnej figurki.

Nie byłabym jednak sobą gdybym nie sprawdziła co ludzie mają do powiedzenia w sprawie tego paskudnego żółtego osadu i czy nie da się go wyczyścić. Otóż okazało się, że kolekcjonerzy podejmują takie próby jednocześnie zaznaczając, że wszystko zależy od materiału który został uszkodzony i od grubości zmian. Procesy czyszczenia obejmują np. całonocne moczenie w mydle, jakiś magiczny płyn do usuwania osadów czy zmywanie acetonem na które w życiu bym się nie zdecydowała bo jakoś aceton + farba to nie jest połączenie które chce próbować na figurkach, zdecydowanie nie na moje nerwy. Polecanym sposobem była mieszanka octu z sokiem cytrynowym i tak jak w przypadku mydła, całonocne odmoczenie w miksturze po czym czyszczenie gąbką. Jak tak wyobrażam sobie te procesy czyszczenia to zdecydowanie wolę zapobiegać niż leczyć. Ponieważ też nigdy nie potrzebowałam odczyniać tego typu zniszczeń nie wiem czy figurka po czyszczeniu jest taka jak być powinna po wyjęciu z pudełka czy jednak nie do końca tak jest. Może ktoś z Was ma takie doświadczenia i chciałby się nimi podzielić?


Tym co wywało na mnie największe zdumienie to uderzająca z pełnym pędem świadomość, że to co zmieniło Shizuo w tak znacznym stopniu osiada w moim organizmie jako biernego palacza. Oskarżcie mnie o płacz i jojczenie ale naprawdę kogoś to nie odrzuca? Anyway, jeśli kochacie swoje kolekcje oraz palenie to jednak warto tą pierwszą zabezpieczyć! Mam jedna wrażenie, że gablotki musiałby by być w 100% szczelne by nawet kawałek dymu nie dostał się do środka. Jeśli macie jakiś patent podzielcie się nim w komentarzach - możliwe, że komuś uratuje to figurki przed zniszczeniem. Osobiście znam jeden  ale niezwykle skuteczny - nie palić. Jeśli jednak palić to przenieść się na balkon czy do ogródka czy gdziekolwiek gdzie nie ma ani figurek ani osób trzecich :).

6 komentarze

  1. OMG! Ta notka to złoto! Zdjęcia są przerażające mimo, że już byłam świadkiem tego nieszczęścia. Nadal rani serce. Myślę, że całonocne moczenie w mydle jest całkiem bezpieczną próbą ratowania. Nadal taka figurka niestety, nie ma żadnej wartości na rynku. Dobry przekaz - NIE PAL! Palenie szkodzi także książkom w które wchodzi dodatkowo nieprzyjemny zapach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mydło brzmi dobrze, chociaż jeśli chodzi o gruby osad możne naprawdę nie być wystarczające chociaż na szczęście nie muszę próbować ani teraz ani mam nadzieję, nigdy.
      Co do zapachu to nie pamiętałam więc nie pisałam, ale figurki też go najpewniej przejmują, fuj fuj :(.

      Usuń
  2. Na szczęście nie palę, rodzina nie pali więc ie powinnam mieć tego typu problemów.
    Ciekawa jestem natomiast jak jest z figurkami wystawionymi na działanie słońca (w sensie, że w oświetlonym słońcem miejscu figurki stoją), czy też jakoś niszczeją, blakną kolory czy materiał się wykrusza itp.
    Co prawda sama mam gablotkę w miejscu raczej zacienionym ale mając na stanie parę bootlegów spostrzegłam że kolory im blakną pod wpływem promieni słonecznych, jak to jest z oryginałami? Wolę na swoich nie eksperymentować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również nie przeprowadzałam eksperymentów na swoich figurkach, zawsze stały tak by nie były wystawione na bezpośrednie promienie słoneczne, więc osobistego doświadczenia nie mam. Jednak tak jak wspomniał Ranalcus niżej światło i ciepło szkodą - światło, dokładnie tak jak napisałaś, powoduję blaknięcie kolorów a ciepło może przyczynić się do deformacji figurek. Dlatego też ukochaną formą oświetlenia są LEDy.

      Usuń
  3. Papierosy, Światło, Cieplo i KURZ - Najgorsze co może być
    Ale odpowiednie "przechłodzenie" w zamrażarce i wymycie w letniej wodzie z delikatnym środkiem do mycia pomaga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och tak, o przechładzaniu w zamrażarce czytałam już jakiś czas temu gdy zastanawiałam się jak ludzie radzą sobie z "przechylającymi" się figurkami i ta forma rehabilitacji była tam zawarta. Co do nieczyszczonego kurzu to prawda chociaż wydaje mi się, że naprawdę trzeba olewać czyszczenie przez naprawdę długi okres by kurz zaczął porządnie szkodzić ale mogę się mylić.

      Usuń

Obserwatorzy

Facebook

warto odwiedzić